nia podkreśla Kartezyusz bezpośredność podmiotu, mówiąc „cogito, ergo sum,“ a Schopenhauer pośredność przedmiotu, mówiąc, „świat jest mojem przedstawieniem.“ Tak więc wyrażają obaj to samo z dwóch różnych stron.[1] Ale Kartezyusz zagadnienia nie rozwiązał. Był zanadto fizykiem: w swojej mechanistycznej konstrukcyi świata doszedł do punktu wyjścia wszelkiego doświadczenia, do wrażeń, i one pozostały dlań resztą niedającą się już wytłumaczyć. Nie zdołał przezwyciężyć dualizmu, jaki ustanowił między substancyą rozciągłą (substantia extensa), a myślącą (sub. cogitans) i temi dwiema abstrakcyami zamknął sobie drogę do rozwiązania zagadnienia, a otworzył furtkę okazyonalistom.
Przepaść, jaką Kartezyusz odkrył między światem zewnętrznym (przedmiotowym, realnym), a wewnętrznym (podmiotowym, idealnym) stara się zapełnić Malebranche,[2] konstruując system przyczyn okolicznościowych (causes occasionnelles). Świat oglądamy bezpośrednio w Bogu. Bóg jest tem, co w nim jedynie działa: przyczyny fizyczne są tylko pozorne, gdyż każdym razem Bóg sam bezpośrednio wywołuje skutki. Przyczyny fizyczne dostarczają Bogu tylko sposobności do wywoływania skutków. Pogląd ten rozwija Leibniz:[3] zjawiska świata podmiotowego biegną równolegle do zjawisk świata przedmiotowego, tak że między obu światami panuje zupełna harmonia tak, że każdemu zjawisku w jednym szeregu odpowiada zupełnie dokładnie odnośne zjawisko w szeregu drugim. Harmonię tę przedustanowił Bóg, jest ona zatem harmonią przedustanowioną (harmonia praestabilita).
Kartezyusz i Malebranche dają życie trzeciemu wielkiemu systemowi owego okresu, systemowi Spinozy.[4] Tu stajemy na gruncie jeszcze bardziej me-