w powodzenie swojego geniuszu, i tworzył dalej. Dopiero ostatnie lata życia — po ukazaniu się „Parergów“ — dały mu to, czego tak pragnął: uznanie i rozgłos.
Te ostatnie lata życia były dla niego najszczęśliwszemi. Uspokojenie się namiętności, [1] spokojna praca i obfite jej owoce, dały mu pełne zadowolenie. Schopenhauer odczuwał sam rozdźwięk między swoim charakterem i życiem, a głoszoną przez siebie filozofią, dzięki silnemu autokrytycyzmowi. Nie mógł sam być świętym, — „bo to jest dziełem łaski,“ według jego własnych słów, — więc uczynił ze świętego ideał etyczny.[2] Zaś sam był artystą i myślicielem, więc zaznał rozkoszy „poznania wolnego od bolu i woli,“ i czystej kontemplacyi tworzenia.[3]
Rzut oka na ciągłość biegu myśli filozoficznej poucza nas o tem, że niema tu nagłych skoków, że niema systemu odosobnionego, któryby tworzył łańcuch myśli nad zagadnieniami filozoficznemi, niezależny od poprzednich i nie wywierający wpływu na następne. Bo zagadnienia te pozostają w istocie swojej wciąż te same i dlatego, — gdy w owych systemach, tak różnorodnych na oko, pominiemy indywidualność twórców i wszelkie wynikłe stąd sposoby stawiania zagadnień i szukania drogi do ich rozwiązania, a postaramy się uchwycić najwewnętrzniejszą ich istotę, — to ze zdziwieniem przekonamy się, że czem bliżej dotarliśmy do tej istoty, tem bardziej się owe systemy do siebie zbliżyły, mimo zresztą jaskrawych nawet różności. To powoduje tak częstą w systemach wspólność niektórych rysów, których wyszukiwaniem i zestawianiem, tak samo jak wyszukiwaniem i zestawianiem owych różnic historya filozofii tak skrzętnie się zajmuje. Wspólność ową powoduje również praktyczna rozwaga i ekonomia myślenia,