by nienajgorszą. Najbardziej pouczającą jednak jest sam Hegel. Nienawiść, jaką Schopenhauer ku niemu płonął, ma podstawy nie tylko indywidualne i osobiste, ale i rzeczowe, gdyż oba systemy w wielu zasadniczych rzeczach są sobie zupełnie przeciwne. Ale i one zbliżą się znowu pod niejednym względem, gdy je uchwycimy w ich istocie,[1] jak to powyżej powiedziałem.[2] Wykazanie tych różnic i wspólności byłoby niezmiernie zajmujące i pouczające; nie leży jednak w zakresie i rozmiarach niniejszego wstępu. Idzie mi tylko o uzupełnienie odnośnej uwagi na 1-szej stronie wstępu, co ma być zarazem jego zakończeniem i zaokrągleniem. To samo odnosi się także do syntezy, jaką chcielibyśmy wyszukać między Schopenhauerem a Heglem. Hartmann[3] znalazł ją w pozytywnej filozofii Schellinga, jako nieświadomą i nierozwiniętą, a w filozofii swojej własnej, jako świadomą, rozwiniętą i celową.
Stara się zjednoczyć i pogodzić woluntarystyczną jednostronność Schopenhauera z intelektualistyczną Hegla, nierozsądną wolę i alogizm pierwszego z panlogizmem i logiczną ideą, pozbawioną woli drugiego. Jednością ich ma być absolutny nieświadomy duch. Odnośne teorye swoje nazwał Hartmann transcendentalnym realizmem i konkretnym monizmem.
Powyższy pogląd na rozwój filozofii tłumaczy nam także ową silną wiarę filozofów w prawdy przez siebie głoszone, wiarę szczególnie silną w Schopenhauerze.[4] Każdy z nich jest przekonany, że jego filozofia przyniosła rozwiązanie,[5] — nie pomnąc, że jest ona tylko jednym ze stopni rozwoju myśli filozoficznej. A nawet Hegel, który o tem pamiętał, bo sam to wypowiedział swoją filozofią, ją właśnie wyjął z pod tego prawa, uważając ją za najwyższą