prawdy. Postanowili natomiast trzymać się silnie tego obozu, z którym wiążą ich korzyści lub wychowanie i okazują zapał i odwagę na równi z prostymi żołnierzami w armii, wierni kierownictwu — „swoich wodzów, ale nie badając nigdy sprawy, za — „którą walczą, nie znając jej nawet. Jeżeli życie jakiegoś człowieka wykazuje, że nie bierze on religii poważnie, to na jakiej-że podstawie mamy sądzić, że będzie sobie głowę łamał nad ustawami kościoła, że się będzie trudził badaniem podstaw tej lub owej nauki? Wszak wystarcza mu to, że, posłuszny swemu kierownictwu, jest zawsze gotowy do popierania wspólnej sprawy ramieniem i językiem, aby dzięki temu zyskać uznanie tych, którzy mogą mu wyrobić znaczenie, awans i poparcie w (tem) towarzystwie (do którego należy).[1] W taki to sposób stają się ludzie bojownikami i wyznawcami przekonań, o których prawdzie nigdy się nie przekonali, których proselitami[2] nigdy nie zostali, które im nawet nigdy w głowie nie postały. Nie można więc wprawdzie powiedzieć, jakoby liczba przekonań nieprawdopodobnych i błędnych była mniejsza od tej, która się w świecie ujawnia, mimo to jednak jest rzeczą pewną, że mniej ludzi, niż zazwyczaj sądzimy, rzeczywiście się na nie zgadza, uważając je mylnie za prawdy.“
25) I Locke ma zupełną słuszność kto płaci dobry żołd, znajdzie armię o każdym czasie, choćby nawet jego sprawa była najgorsza w świecie. Za duże pieniężne subsydya można utrzymać przez pewien czas na powierzchni nie tylko złego pretendenta, lecz także i złego filozofa. Jednak Locke nie uwzględnił tu jeszcze jednej całej grupy zwolenników błędnych poglądów i kolporterów fałszywej sławy, [369.] a mianowicie tej, która stanowi właściwy ich obóz, „Gros de l’armée“[3] mam tu na myśli tych, którzy nie ubiegają się np. ani o profesury Heglizny, ani też nie starają się ciągnąć korzyści z jakowychś innych beneficyów, lecz jako prości gamonie („gulls“[4]) w poczuciu zupełnej niemocy własnej zdolności są-