JÓZEK: Tak jest, melduję posłusznie.
KORECKI: Tylko śmierdzi.
JÓZEK: Śmierdzii?
KORECKI: Ano pewnie, że nie pachnie kolońską wodą, Ale nie martw się.
JÓZEK: Gront panie kapitanie, że się świeci, melduję posłusznie. Tylko z jednej strony trza jeszcze zalepić papierem a niema.
KORECKI: Ale skąd ty to właściwie wydostałeś?
JÓZEK: Melduję posłusznie, że, no... nie kupiłem... ale...
KORECKI: Jeśliś gdzie ściągnął!!
JÓZEK: Żeby mną Mochy kanony wycierały, że nie. Dała mi ją dziewczyna w tej wsi, gdzieśmy cztery dni temu siedzieli, a ja jej dałem coś innego.
KORECKI: Obwieś jesteś!
JÓZEK: Tak jest panie kapitanie!
KORECKI. Jakże ją przyniosłeś, nie widziałem.
JÓZEK: Dowiedziałem się, że tu dłużej posiedzimy...
KORECKI: Widzicie go! Dowiedział się!
JÓZEK: Ano tak. My ordynansi, melduję posłusznie, wiemy zawsze, co gdzie piszczy. Czasem lepiej, niż kanary przepraszam, niż żandarmerja, melduję posłusznie.
KORECKI: No, no! (Szuka czegoś dalej).
JÓZEK: Dowiedziałem się i jakoś przytaskałem. Tylko szkło mi pękło, choć stojało, że „nie pękające“, w manierce przyniosło się krzynę kamfiny na zapas...
KORECKI: Zuch z ciebie, choć jesteś łotr, Józek.
JÓZEK: Powiedziała mi to też dziewczyna na od-