STASZEK: Zjedzże zaraz.
JÓZEK (w pierwszej chwili chce jeść, potem widocznie się rozmyślił, chowa salami do swego płaszcza): E, potem zjem. Nie głodnym teraz.
STASZEK: Na jedzenie nie trzeba być głodnym.
JÓZEK: No, dobrze już, nie każdy ma taki brzuch, jak twój. Dać ci tytoniu?
STASZEK: Mam, jutro mi dasz. Wyrywam, bo mój porucznik jest.
JÓZEK: Ma tu przyjść.
STASZEK: Tak? Fajno. Będzie można pograć u siebie na harmonji. Serwus!
KORECKI: Pięknie, dobrze! Ale natarłbym mu uszu za nieposłuszeństwo. Nie znoszę tego.
PODCHORĄŻY BRZEG (młody, wysoki szatyn z marzycielskiemi oczyma. Mówi gorąco i zapala się): Gdybym miał takiego syna, psia ci babka...
KORECKI: Szkut jest, siedmnaście niespełna lat, karabinu pewnie nie udźwignie.
PORUCZNIK ZAWISZA (wesoły, jowjalny blondyn): Mój drogi, mało masz takich?
KORECKI: To prawda, ale zawsze bestja nieusłuchliwa. Proszę was, rozgośćcie się.