KORECKI: Dawaj go!
KORECKI (wpatruje się chwilę w niego, potem w jednej chwili podbiega i woła): Jurek!!
JUREK: Ojciec?! (opanowuje się z trudem i mówi): Melduję posłusznie, panie kapita... (zachwiał się i byłby runął. Podtrzymali go obecni, ułożyli na tapczanie Koreckiego. Rozpinają mundur. Korecki szuka rany).
ZAWISZA: Rana lekka, przestrzał lewej ręki, przyjdzie zaraz do siebie. Przedewszystkiem wyczerpany.
KORECKI: Józek! Jest jeszcze trochę czarnej kawy? Dawaj! (Unosi głowę Jurkowi, wlewa w usta kawę. Potem przypomniawszy sobie przyniesiony rozkaz, rozwija papier i czyta. Mówi następnie szybko): Teraz siódma. Za pół godziny wyruszamy. W K... jest gorąco. Grozi osaczenie. Chłopca zostawi się z Józkiem. Przewiezie go do L... do polowego. A więc panowie...
ZAWISZA: Otworzył oczy.
KORECKI: Lepiej ci?
JUREK: Już dobrze. Ale się... tatuś nie gniewa?...