Scena przedstawia fragment rowu strzeleckiego. Jest to ziemianka kapitana Koreckiego, w pozycjach nad Nidą. Dość głęboko wkopana, ostemplowana kilkoma belkami, wcale obszerna, choć niska. Schodzi się do niej po kilku wykopanych w ziemi stopniach. Na wprost sklecone z kilku desek łóżko kapitana Koreckiego, nad niem szabla, w środku wyjęty z książeczki do modlenia obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej, przyczepiony do gliniastej ściany. Z boku legowisko ordynansa Józka, nad niem karabin, tornister i jakieś „ozdoby” wymyślone przez niego: wycięty z jakiejś gazety wizerunek Piłsudskiego w ramkach z naboi karabinowych, kawałek bibułki barwnej i gałązka jedliny. Na patyku wbitym w ścianę płaszcz, w środku lepianki na dwu klocach deski, imitujące stół, przy nim paczki, służące za stołki.
Ordynans Józek, nazwany „melduję, posłusznie”, ponieważ co zdanie powtarza te dwa wyrazy, które bardzo lubi, siedzi w kącie i czyści zawzięcie malutką, pokręconą lampkę kuchenną, dumę jego, którą nie wiedzieć gdzie wytrzasnął i pilnował jej jak oka w głowie. Gwiżdże którąś tam piosenkę legjonową, ogląda na wszystkie strony, spluwa przez zęby, dalej majstruje. Józek utyka trochę na nogę i jest znany na całym tym odcinku jako największy „cwaniak”, który wszystko potrafi wydostać. Wie bestja, że go kapitan lubi, nigdy jednak nie nadużywa tego i jest bardzo do swego pana przywiązany.
Chwilę jest cicho. Z daleka tylko dochodzą odgłosy gdzieś toczącej się bitwy, lekki szum wiatru i kapanie kropli desz-