We wrześniu 1909 r. wraca Rogoszówna do Arcachon. Już drugą zimę spędza wśród chorych na obczyźnie. Zdrowie się poprawia zwolna, — wraca do tego stanu, w jakim wyjechała przed rokiem z Zakopanego. Błędne koło, — lecz chora w miarę lepszego samopoczucia staje się i wewnętrznie pogodniejszą. Bezbrzeżny smutek rezygnacji wieje jednak z tej pogody. „Skreśliwszy wszystko, czego kiedykolwiek pragnęłam, witam każdy promień słońca, każde słowo życzliwe, jako rzeczy niezasłużone i nieoczekiwane i lepiej mi z tem. I wierzę, że wrócę jeszcze kiedyś zdrowa. Tylko, że pokuta taka bardzo długa“.
Smutek ten organiczny, uzasadniony tragicznem zmaganiem się woli do pełnego życia z przemożną niemocą fizyczną drga w skardze „wstyd przed chorobą, wstyd przed niemocą, wstyd przed tem, żem ciągłą troską”. Ukrywa ten smutek i ten wstyd przed ludźmi, panuje nad nim, a dźwignią jej jest wrodzona dobroć i myśl o innych.