Strona:Artykuł o Zofii Rogoszównie, Bluszcz (1924) R57 nr21-24.pdf/38

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie danem jej było to odrobić. W tydzień po powrocie z Warszawy zapadła na ciężką grypę, która tak pogorszyła sprawę płucną, że wysoka gorączka nie opuściła jej już, aż dopiero na parę dni przed śmiercią.
D. 21 grudnia 1920 r. pisze. „Gorączkuję wysoko i pomimo, że nie wstaję nawet na kwandans, temperaturą nie chce się obniżyć. Bóg wie, jak to długo trwać będzie. Naturalnie odbija się to i na zdrowiu Matusi, bo nie mogę nad Nią czuwać, jak należy, zmuszać Jej do jedzenia, zastrzykiwać arszenik i t. p. Przytem choroba moja przygnębia Ją i robi się z tego błędne koło, z którego niewiadomo jak wybrnąć. I Ona gorzej znowu”. Mimo tego stanu zdrowia i niepokoju o Matkę, Rogoszówna pracuje jeszcze. „Przygotowuję dla p. Gustawa Wolffa „Piosenki Dziecięce”. Mam ich 30 — prześlicznych. Tekst ich częściowo mój, częściowo staropolski czy ludowy, tylko odpowiednio „spreparowany“. Chciałabym, żeby to naprawdę była piękna ksjążka”.
Marzeniem jej było, aby ta praca ukazała się w artystycznem wydawnictwie, — na wzór angielskich klejnocików, illustrowanych przez Rackhama. Taką ucztę artystyczną chciała wyprawić dziatwie naszej Rogoszówna w ostatnich myślach, czepiając się tego świetlistego celu życia swego. Powraca też wtedy jeszcze do dawno pieszczonego w duszy zamiaru założenia pisma dla dzieci. Miało nosić