Spójrz mateńko, jak dumne me czoło,
Złote bazie je wieńczą wokoło,
kiedy czasem, pod wiatru pieszczotą
włosy jego z mojemi się splotą;
dreszczem dziwnym, gałązki drżą moje...
Tak mi dobrze... tak czegoś się boję...
Czy tak zawsze, mateńko siwiutka?
— Zawsze... zawsze... córeczko malutka”.
A wieść trzecia niesie motyl siny,
„Dzisiaj, matuś nasze zaślubiny!
Pobłogosław nas matko jedyna,
bo prócz córki, masz dzisiaj i syna;
Pszczół wyroje nasze głowy wieńczą,
słońce skuwa nas złotą obręczą,
a skowronek w błękicie wydzwania
naszą pierwszą godzinę kochania...
Matuś moja, staruszeczko siwa,
Twoja córka dziś bardzo szczęśliwa!”
Od urwiska, szept rwie się, czy łkanie;
„Córuś moja, najsłodsze kochanie”.
I motylki w słoneczny gaj niosą
listek siwy, sperlony łez rosą.
— — — — — — — — — — —
— — — — — — — — — — —
O południu, nad przepaść schylona,
stara wierzba wyciąga ramiona
i w dal patrzy, gdzie w słońcu, nad wodą
złote pyłki miłosny tan wiodą,
opadając, na wonne, puszyste,
panny młodej warkocze srebrzyste.
Oto w złotej ukryły ją chmurze,
Cisza wkoło... Jeno hen, w lazurze,
sygnaturka skowronka wydzwania
Cud — godzinę — pierwszego kochania...
— — — — — — — — — — —
— — — — — — — — — — —