Strona:Arumugam książę indyjski.djvu/59

Ta strona została przepisana.

„Czwartego dnia wlazłem jeszcze przed wschodem ońca na drzewo przytykające do muru, czekając na radżputa. Zaledwie się rozjaśniło, wyszedł do ogrodu i powolnym krokiem, jakby od niechcenia, zbliżył się do mej kryjówki. Przywitawszy mnie, rzekł:
„Tomaszu, powiedz mym przyjaciołom w Tryczynapalli, a mianowicie Ojcu Franciszkowi, żeby się o mnie nie frasowali. Bramini obchodzą się ze mną grzecznie i uprzejmie i nie zmuszają mnie wcale do brania udziału w swem bałwochwalczem nabożeństwie. Moim jedynym obowiązkiem jest słuchać codziennie po kilka godzin ich wykładu religii Bramińskiej, poczem dysputują ze mną o prawdach i nauce religii chrześcijańskiej. Ale nie przywiodą mnie do odstępstwa, powiedz to mym przyjaciołom. A teraz, Tomku, wracaj i pozdrów wszystkich odemnie, a mianowicie twego ojca. Oby ci Bóg to zapłacił, że nie uląkłeś się niebezpieczeństw i trudów podróży, idąc w ślad za mną. Bądź zdrów!“
„Musieliśmy się rozstać, gdyż wyszło z klasztoru kilku Braminów, zbliżając się ku nam powolnym krokiem. Teraz dopiero gdy spuściłem się z drzewa i dopiąłem celu mej podróży, owładło mnie takie znużenie, że myślałem, iż przypłacę to życiem. Zaledwie mogłem zawlec się do wybrzeża i do-