zewsząd zbiegli się do niego wychowańcy, wołając:
„Ojcze, idźmy do kaplicy i błagajmy Boga o ratunek i uspokojenie naszego smutku!“
„Owszem dzieci, uczyńmy to!“ Nasamprzód jednakże rozesłał O. Franciszek na wsze strony służbę, aby starała się dowiedzieć, jaką się drogą rabusie puścili. Potem wszedł do kaplicy, rzucił się z całą dziatwą na kolana przed obrazem ukrzyżowanego i szlochając wołał:
„Zbawicielu, ocal przyjaciela naszego i brata. Nie daj mu zginąć z rąk wrogów! Jezu, przywróć mu wolność!“
Takie zasyłał jęki do nieba a z nim wszyscy wychowańcy. Po kolei odmawiali różaniec, a po nim litanię do Najświętszej Panny i Imienia Jezus.
Gdy po północy jeszcze ich nie doszła wieść o porwanym, chciał O. Franciszek cokolwiek posilić strapioną dziatwę; ale wszyscy zawołali jednomyślnie:
„Nie, ojcze, nie, jeść nie będziemy, ale módlmy się, nie ustawajmy w modlitwie!“
Wytrwali na modłach aż do samego rana. Wkrótce też powrócili parobcy ze smutna wiadomością, że żaden z nich nie wpadł na ślady spawców niegodziwej zasadzki. Smutek i zwątpienie ogarnęło serca wszystkich. Ojciec Franciszek począł się
Strona:Arumugam książę indyjski.djvu/82
Ta strona została przepisana.