Ogniem się piersi twoje nie zapalą,
I nie poruszą żywą pragnień falą,
W twych oczach płomień nie zabłyśnie świeży,
I serce na mem sercu nie uderzy.
Usta, co chylić zdają się tak skromnie,
Czekając pierwszych pocałunków świtu,
Te się miłośnie nie przybliżą do mnie,
Nie zleją z memi w jedną pieśń zachwytu!
Ty nie odpowiesz, choć jesteśmy sami,
Dreszczem rozkoszy, rumieńcem i łzami,
I nie zanurzysz duszy mej widomie
W wspólnego szczęścia świetlanym ogromie.
Zawsze stać będziesz nieruchoma, cicha,
W marzeniu z łona martwości wysnutem,
I sercu memu, co z pragnień usycha,
Na skargi niemym odpowiesz wyrzutem:
Że cię z nicości przywoławszy czarnej,
Dałem istnienia tylko pozór marny!
Będziesz mi wiecznie przypominać winę,
Za którą cierpię, szaleję i ginę.
Lecz niech tak będzie! Żałować nie mogę,
Żem ciebie stworzył i ukochał razem,
Bom twoim kształtom w przyszłość wytknął drogę,
Ukrywszy płomień pod milczącym głazem...
I po mej śmierci twa pierś marmurowa
Całą mą duszę weźmie i przechowa
Strona:Asnyk Adam - Pisma 03. Wydanie nowe zupełne.djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.