(Niedostępny szczyt Kaukazu. Prometeusz przykuty do skały).
Ciemna żywiołów nocy, roztocz nademną zasłonę,
Nieprzeniknionym cieniem nakryj moje męki!
Zawyjcie uragany, burze, zaryczcie szalone,
Przytłumcie krzyk rozpaczy, zgłuszcie wszystkie jęki;
Osłońcie słabość moją i wstyd hańbiącej niemocy,
Pogrążcie w zapomnieniu i chaosu nocy!
Niechaj nie tryumfują Bogi wszechwładne nademną,
Widząc w straszliwym bólu, co pierś wiecznie porze,
Pełznącą z mego wnętrza rozpacz i trwogę tajemną,
Jako robaka w dębu pruchniejącej korze...
Niech się nie pysznią, rządząc światami wszystkiemi,
Że już nikt im oporu nie stawi na ziemi:
Tryumf ich nie zupełny! Chociaż przykuty do skały
Niezłomnemi okowy na tej posępnej opoce,
Na szczycie wszystkich męczarń, stoję skamieniały
I przez wieki bezwładnie w więzach się szamocę;