Jest i pesymizm, zrodzony w przesycie,
Któremu zbrzydło roztrwonione życie.
Gdy czarę uciech wysączył aż do dna,
Sądzi, że była ust jego niegodna,
I że ta rozkosz, którą czcił, jak bóstwo,
To wieczne chytrej natury oszustwo!
Więc w przeżytego nicestwo człowieka,
W czczość chorej duszy cały świat obleka,
I gdy sam z własną niemocą się miota,
Chce innym źródła zatruwać żywota;
I tym zazdroszcząc, co wśród życia boju
Mimo ran ciężkich idą wciąż w spokoju,
I patrząc w przyszłość z pogodnem obliczem,
Nieustraszeni, nieugięci niczem,
Na przekór losom nie tracą odwagi...
Wbija w ich piersi nóż szyderstwa nagi
I ciemną przepaść wskazuje pod nogą,
I puste niebo, gdzie niema nikogo!
I bezowocność walki im tłómaczy,
Aby padali i marli z rozpaczy...
21 marca 1895
Strona:Asnyk Adam - Pisma 03. Wydanie nowe zupełne.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.