W cieniach szafiru, w szmaragdów zieleni.
Na niem, na złotym stojąc piedestale,
Kąpał się w blasku stubarwnych płomieni,
W kadzideł dymie i w bezczelnej chwale:
Bóg zwierzęcości, cielec szczerozłoty...
A tak mu oczu błyskały opale
I takie piętno żywej miał sromoty,
Że się w kruszcowej zdawał żyć powłoce
Nadprzyrodzonej żywotem istoty,
Wyposażonej w wszystkie ziemskie moce.
Na jego grzbiecie w łuk rzucona mięki,
Jakby czekając na miłosne noce,
Naga, lecz strojna w wszystkie ciała wdzięki
W bezwstydzie krasą jaśnieje kobiecą
Pani zmysłowej rozkoszy i męki.
Usta, uśmiechem rozchylone nieco,
I tajemniczą kuszące rozkoszą,
Ściegiem perełek w warg koralu świecą
I o płomienne pocałunki proszą.
Ciemne źrenice, pod powiek osłoną,
Iskrami spojrzeń dziwny żar roznoszą,
Strona:Asnyk Adam - Pisma 03. Wydanie nowe zupełne.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.