Dokoła owych bezwstydnych bożyszczy,
Na wzgórzu, śmierci usypanem dłonią,
Z pokoleń kości i ruin i zgliszczy,
Niezmierne tłumy cisną się i gonią,
Pijane żądzą użycia zwierzęcą,
O bożka złota zazdrosne i o nią.
Wzajem się kuszą i wabią i nęcą,
Zaprzepaszczając człowieczeństwo swoje
W kulcie, co orgią wyuzdaną święcą.
Odurzające leją się napoje,
Woń przenikliwa upaja i draźni...
Kwiaty, brylanty i nieskromne stroje
Budzą stępiony popęd wyobraźni.
Pełno kobiecych obnażonych ramion,
Piersi, rzuconych widzom bez bojaźni,
Na których lśnią się, zamiast hańby znamion,
Kosztowne z drogich kamieni obroże,
A każdy brylant jakąś zbrodnią splamion,
A każdą perłę wyrzuciło morze
Łez i krwi ludzkiej, a zgarnęła pycha,
Żeby ją cisnąć na nierządu łoże.
Strona:Asnyk Adam - Pisma 03. Wydanie nowe zupełne.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.