Sprośne bałwany w imię prawdy, Boga,
Co zdał nam w ręce przybytek nierządu,
I czci prawdziwej odstępcę i wroga!
Oto wybiła dziś godzina sądu,
Która potęgę bałwochwalstwa skruszy
I świat oczyści z wszeteczeństwa trądu!“
Tak krzycząc, zbrojny zastęp się poruszy,
Jak piorun lecąc na występne stado,
Co w przerażeniu stanęło bez duszy,
Niezdolne nawet skryć się przed zagładą.
Padają grzechu kapłanki i sługi,
Jak zżęte kłosy na ziemię się kładą,
Powabne główki druzgocą maczugi,
Pieszczone członki topór tnie na ćwierci,
Krwi rubinowej rozlewając strugi
A oszczep łona liliowe przewierci...
I nikt nie uszedł przed rzezią morderczą:
Dokoła wszędzie jedno żniwo śmierci.
Porozrzucane stosy trupów sterczą...
Tylko sam jeden złoty cielec, z góry
Ócz opalami błyskając szyderczo,
Strona:Asnyk Adam - Pisma 03. Wydanie nowe zupełne.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.