Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/106

Ta strona została przepisana.

Hrabia Besnard nie poruszył się nawet. Zdawało się, że przysłuchuje się krokom syna. A tymczasem wicehrabia Besnard powoli schodził ze schodów... Echo jego kroków dochodziło do starca, który słyszał wyraźnie, jak syn nigdzie się nie zatrzymywał: przeszedł przez korytarz, znajdował się w przedpokoju, za chwilę miał wyjść na ulicę po to może, ażeby nigdy nie powrócić!...
Nagle starzec zerwał się, pobiegł do drzwi, otworzył je naoścież i krzyknął:
— Synu mój!... Synu!...
Na dole kroki ucichły.
— Synu!... Synu! — powtórzył starzec.
I syn na głos ojca przybiegł natychmiast i rzucił mu się w otwarte ramiona... Dokoła panowało głębokie milczenie... Obydwaj, i syn i ojciec, nie mogli przemówić długo jeszcze, bardzo długo...

VII.
Widmo nocne.

«Dlatego, że ten syn mój był umarły, a odrodził się; dlatego, że zginął, a znalazłem go»...
Teraz w pokoju dziecka, które wróciło na łono rodziny, ogień wesoło buchał na kominku, a z pod abażuru wesołe rozpływało się światło po całym pokoju. Młody Besnard pocałował w czoło Marję-Annę i pożegnał ją:
— Bądź łaskawą, moja droga, zostaw mnie samego: spróbuję zasnąć...
Nareszcie był sam!
Co za rozkosz módz dać prawo odpoczynku znużonym członkom, co za rozkosz odpocząć duszą! Jak mu było dobrze w tym kawalerskim pokoju! Wszystko znalazł na tem samem miejscu, i w takim