Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/126

Ta strona została przepisana.

nazwisko pani Negri, stróż natychmiast rzucił robotę i stanął we drzwiach.
— Pan pewno przychodzi do tego obywatela, który tam mieszka... O, niepotrzebuje się pan zbytnio śpieszyć! Z pewnością już nieżyje... Ale na wszelki wypadek, niech pan wejdzie... Na piątem piętrze, w kurytarzu, trzecie drzwi na lewo.
Po daniu tej wskazówki, stróż-krawiec najspokojniej wrócił do swego zajęcia.
Besnard począł się wdrapywać po brudnych, zakurzonych schodach, podobnych raczej do zgniecionej linji spiralnej, trzęsącej się za każdym krokiem. Na całej pięciopiętrowej przestrzeni jedna mała lampka na dole kiszkę tę oświetlała. Na drugiem piętrze trzeba już było iść poomacku. Musiał się zatrzymać na chwilę: nogi mu ociężały, myśli zebrać nie mógł...
Po co szedł do tego pana Lazare? Wypytać się o tę tajemnicę?... Cóż za szaleństwo?... A więc, tak! Niechże będzie szaleństwo! Ale on chciał się wszystkiego dowiedzieć, on się dowie wszystkiego! Któż więc przysłał mu te kwiaty, których zapach tyle wywołał w nim wspomnień? Co miał za znaczenie ten bukiecik róż dzikich?... Czy był wyrazem żalu... czy wyrzutu sumienia? Czy wyrażał życzenie widzenia się?... O, komedjantka!!...
Besnard znów wspinał się po stromych schodach.
Na piątem piętrze ciemność zupełna go otoczyła. Besnard rękoma namacał ścianę, ażeby módz się choć jakkolwiek zorjentować w tem nieznanem mu miejscu. Najmniejszych wskazówek nie miał. Uderzył pięścią w ścianę parę razy... Cisza!... Po chwili zaczął wołać, w nadziei, że ktoś nareszcie głos jego usłyszy...
Prawie natychmiast jakieś drzwi się otworzyły i stanęła w nich stara kobieta ze świecą w ręku, starając się rozproszyć ciemności... To Giulia Negri — pomyślał Besnard, przypatrując się kobiecie, w stary kostium