Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/127

Ta strona została przepisana.

włoski przybranej. Miała na sobie czerwoną spódnicę, aksamitny gorset i koszulę z grubego płótna. Wyglądała na model dla artystów.
— Kogo pan sobie życzy? — zapytała Besnarda.
— Signora Negri.
— To ja, panie.
— Czy mogę widzieć pana Lazare?
— Czy można go widzieć?... Oh, oh, panie drogi.... Wkrótce go Pan Bóg będzie oglądał!...
Stara jeszcze coś chciała mówić, ale na tem urwała: zamilkła i zaczęła się przysłuchiwać.
— Zdaje mi się, że woła... Niech pan zaczeka... Zaraz wrócę.
Stara drzwi za sobą zamknęła: Besnard znów znalazł się w ciemnościach.
Jakkolwiek Besnard był bardzo odważny, w tej chwili jednak opanował go jakiś niepokój...
«Jakto?... Mam być świadkiem agonji człowieka, którego nawet z nazwiska nie znam? I po cóż?... Uciekać ztąd trzeba, uciekać jaknajprędzej!... Czyż nie widzisz, że stałeś się ofiarą mistyfikacji. Czy nie rozumiesz tego, że sidła jakieś na ciebie zastawiono»?
Pomimo to jednak Besnard odejść nie mógł. Siła jakaś, od woli jego stokroć mocniejsza, przygwoździła go na miejscu, na którem stał.
«A jeśli ten nieszczęśliwy umierający człowiek — pomyślał znów — sekret jaki posiada, który zejść może z nim do grobu?... Jeśli od tej tajemnicy spokój caiłego życia mojego zależy?»...
I Besnard czekał cierpliwie, uchem chwytał najmniejszy szelest... Nareszcie pani Negri znów drzwi otworzyła i skinęła na Besnarda, ażeby się do niej zbliżył:
— Niech pan wejdzie! Padrone chce pana koniecznie widzieć... Ma, oh, ma, il povero!