Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/133

Ta strona została przepisana.

słyszeć, jak się śmieli!... Boże drogi, przed trzydziestym rokiem zostać już patito, Sganarellem... przykra to rzecz, bardzo przykra... Nie chcesz pan rozumieć; ależ w tej chwili, ot teraz, kiedy my tu rozprawiamy, oni tam gruchają sobie, pańska Rozyna i nowy jej wielbiciel!... Tak, tak, kochany panie, nowy już jest wielbiciel!... On to wysłuchuje teraz słodkie gruchania, on to odbiera pieszczoty, on tonie w uściskach Rozyny, on mdleje z rozkoszy pod tchnieniem jej oddechu, on jest przyczyną miłosnych uniesień jej pięknego ciała, on... Ależ pan zbladłeś okropnie, panie wice-hrabio!... No i cóż? I teraz jeszcze nie chcesz jej pan zobaczyć? Czyżbyś pan się jej obawiał?... Czyżbyś pan bał się... Ah, puśćże mnie pan nareszcie!
Besnard w przystępie szału, któremu napróżno usiłował się oprzeć, rzucił się na starca, schwycił go obiema rękoma za plecy i gwałtownie nim wstrząsał.
— Nędzniku! — wołał Besnard... Jesteś prawem dzieckiem swego przeklętego kraju: nie masz odwagi sam zadać ciosu, zmuszasz więc innych do tego!
Ale de Carpegna nie zwrócił najmniejszej uwagi na tę obelgę i mówił dalej:
— Dzisiejszej nocy! Słyszysz pan?... Oni są razem!... Rozumiesz to?... Razem!... W Passy!... W tym domu, który pan znasz doskonale!... Ależ śpiesz się pan, biegnij czemprędzej... a nie zapomnij, że broń konieczna!
Starzec paznogciami wpił się w ręce Besnarda, które go dusiły prawie... Besnard ściągnął zbolałe ciało umierającego z fotela i wlókł je za sobą po pokoju.
— Uzbrój się! — wołał de Carpegna. Zabij albo zostaniesz zabity!... Passy!... Dom... Ogród... tam... na dole... ona... on... i... i...
Nagle zamilkł, opuścił ręce, krzyknął przeraźliwie i padł na podłogę.
Na hałas ten wbiegła pani de Negri.