Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/137

Ta strona została przepisana.

wycieczek w towarzystwie dam półświatka poszukiwali wrażeń. Był to istny obraz nędzy moralnej człowieka i paryzkiego głupstwa. Figury w maskach, trzymając się za ręce, torowały sobie siłą drogę wśród tłumów, wśród okrzyków dzikiej radości bez żadnej przyczyny, w cieniach nocy powołanej do życia: «wesoły Paryż» bawił się. Wszystkie sklepy były pootwierane, a za kontuarami stali kupcy, doskonale wiedzący zgóry, że tłum zgłodniały, nawet o bardzo spóźnionej godzinie, nie odmówi sobie przyjemności zjedzenia pasztetu, wypicia szklanki wina lub kupienia błyskotki dla zręcznie intrygującej maseczki.
W samym końcu galerji rzęsiście oświetlony magazyn broni, przyciągał spacerujących swoją wystawą. Nawet ten magazyn narzędzi zbrodni rachował na kupujących! W wielkiem oknie przed oczyma gapiów błyszczały szable i szpady, strzelby i karabiny. W samym środku, na osobnym stoliczku, wznosiła się piramida, ułożona z rewolwerów.
Besnard bezwiednie wraz z innymi zatrzymał się przed tą wystawą. Rzucił jednak tylko spojrzenie na błyszczące przedmioty i odszedł natychmiast, ażeby czemprędzej wydostać się na bulwar.
Śnieg zaczął padać: wiatr unosił rzadkie jego płatki w powietrzu. Wiatr jednak był tak silny, że Besnard wrócił znów pod teatr, w nadziei, że wkrótce zawieja minie... Przed wystawą magazynu broni publiczności teraz już nie było. Besnard stanął nieco zdala od okna wystawowego i pilnie się przyglądał. Teraz szeroko otwartemi oczyma wpatrywał się w piramidę, z rewolwerów ułożoną...
Niewątpliwie, wyrób to był zupełnie dobry, musiały bić celnie: złej broni niktby przecie tak elegancko nie przystrajał. Jeden szczególniej bardzo mu się podobał... Oh, śliczne cacko, drobne, małe, zupełnie właściwy podarek dla tej...