Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/144

Ta strona została przepisana.

Hrabia Besnard wziął do ręki urzędową gazetę, rzucił na nią okiem i z oburzeniem zawołał:
— Jeszcze jeden zamach!... Nędzni! Wzruszony, zapomniał o drugim liście i czytał głośno komunikat urzędowy:
«Wczoraj wieczorem, o godzinie wpół do dziewiątej, w chwili gdy ich ces. moście podjeżdżali pod gmach Opery, rozległy się trzy wystrzały, pochodzące z wybuchu trzech bomb.
«Znaczna liczba osób, zebranych przed teatrem, została poranioną. Niektórzy otrzymali rany śmiertelne.
«Ani cesarz, ani cesarzowa nie ponieśli na zdrowiu najmniejszego szwanku.
«Policja natychmiast zaaresztowała kilka osób. Dochodzenie sądowe w toku».
Brutus Besnard rzucił dziennik i zaczął chodzić po pokoju:
— Obrzydliwość! — wołał z wzrastającem uniesieniem... Ale też, cóż to za ministrowie! Ani jeden z nich nie czuwa nad bezpieczeństwem swego pana i naszej nieszczęśliwej Francji! Ci panowie tylko myślą o własnych przyjemnościach! W ich rękach kraj nasz stał się zbiegowiskiem złych ludzi, siedliskiem zbrodni!... Nawet urzędników gangrena rozkłada! Wczoraj, nie dalej jak wczoraj, karano jednego z radców stanu! Ah, ci panowie bohaterowie z dnia drugiego grudnia jakże zawiedli nasze nadzieje!... O, nieraz wstydzić się muszę ufności, jaką w nich pokładałem wówczas!... Nieraz płaczę nad tem, co niegdyś z mego powodu cierpiało... dla dobra kraju!... Czegóż chcą od nas dzisiaj panowie ministrowie? Praw wyjątkowych, któreby stały na straży ich marnych osóbek? Nie, nie!... Znikajcie panowie, jesteście skazani na zagładę!... Co do mnie przynajmniej, jeśli mi sumienie każe stanąć przeciwko wam, cobądź staćby się miało, będę waszym wrogiem.