Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/152

Ta strona została przepisana.

ożywiający tych czcicieli bezwzględnych cesarza, w każdym z nich żył kult «myśli napoleońskiej». Dwa te wyrazy ciągle mieli na języku, dwa te wyrazy spotkać było można w ich cyrkularzach: były one ich katechizmem, ich wiarą, ich dogmatem. Niewątpliwie byli to ludzie bardzo zręczni, ale w polityce drobna zręczność nie może popłacać! Zanadto podobni do tych pochlebców, którzy obsiedli niegdyś Wersal, nowi ci pochlebcy Tuilerjów starali się tylko o to, ażeby się podobać; szło im o to, żeby się stać użytecznymi, czasem potrzebnymi, a nadewszystko — przyjemnymi. Nigdy, od czasów Ludwika XIV, pochlebstwo dworskie nie miało tak wyraźnej postaci, jak za czasów drugiego cesarstwa. «Napoleon Wielki!... chcę mówić nasz Napoleon» — mawiał zwykle jeden z jego ministrów, a inny wołał ekstatycznie: «Wobec genjuszu drugiego Bonapartego, podziwem przejęty stoję i milczę!...» Ludzie ci dziś już nie istnieją, a pamięć ich szarpią nielitościwe pamflety. A przecież, nie będąc wielkimi, ludzie ci wielkich rzeczy dokonali. Historja to kiedyś stwierdzi. Historja będzie ich surowym sędzią, gdyż powie, że nieznośnymi będąc pochlebcami, przyczynili się do zepsucia i doprowadzili do upadku szlachetnego człowieka, tego marzyciela dziwnego, który odznaczał się taką wysoką inteligencją, a taką, niestety, słabą wolą... Ale naród francuzki — któż o tem nie wie? — najsceptyczniejszy, a zarazem najłatwowierniejszy ze wszystkich narodów, czyż nie kłamał swym władcom? Któż miałby odwagę twierdzić, że jestto nieprawdą?... Niegdyś ubóstwiał królów, teraz ubóstwia tłum miljonowy... Ojcowie nasi znali tam tych, my widzimy tych ostatnich.
Ministrowie Napoleona sam na sam zwykle z nim pracowali. To było przyczyną ich wzajemnej zazdrości, z tego powodu ciągle sobie wchodzili w drogę. Była jednak chwila, w której pałający wzajemną zawiścią,