Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/164

Ta strona została przepisana.

— Ojcze!... Litości, drogi ojcze!... Byłem szalony... kochałem!
Starzec skrzywił twarz: była na niej rozpacz, obawa, duma — wszystkie uczucia, a przecież schylił głowę i zamilkł. Znów cisza panowała w gabinecie. Z ulicy dochodziły odgłosy miejskie, a w tej chwili panowały nad niemi dźwięki piszczałek i rulady bębnów pułku grenadjerów, który defilował przez plac Carouselu. Zwykle w tej porze rozstawiano warty w pałacu Tuileryjskim.
Pan minister przeglądał jakieś papiery; znalazłszy widać szukany, odezwał się do winowajcy:
— Panie Besnard, śledztwo — oh, śledztwo jeszcze bardzo niedokładne, ogólnikowe zaledwo — stawia panu zarzut premedytacji i przygotowania zasadzki.
— Śledztwo się myli — brzmiała odpowiedź.
— Życzyłbym panu tego... Ale, bądź co bądź, musisz pan przyznać, że ta księżna de Carpegna zbliżyła pana do mazinistów. Jeden z tych bandytów, dziś aresztowany, zeznał to najformalniej... Nie przecz pan: fakt to stwierdzony. Jeden ze świadków widział pana, jak onegdaj wchodziłeś do jednej z ich kryjówek w Montmartre: stróż domu, który dał pański jaknajdokładniejszy rysopis. Zresztą, cóż miałaby na myśli dawna pańska metresa, gdy mówiąc o panu, zawołała: «Ten człowiek jest moim kochankiem, a ja jego wspólniczką!» Wszak to dość jasne?... Niestety, zbyt jasne! Nie przerywaj mi pan, proszę... sądzę, żeś pan musiał wiedzieć przecie, co zacz była ta tak zwana księżna... Nie?... Temu trudno uwierzyć!... Ten sam włoch, przyjaciel tej damy, oznajmił nam, kto jest ta piękność... jest to kurtyzanka, kobieta upadła, która niegdyś w Londynie po trotuarach zbierała wielbicieli swych wdzięków, jest to Rozyna Savelli, jedna z tych...
Hrabia Brutus Besnard krzyknął przeraźliwie.
— Savelli!... Ona się nazywa Savelli!...
Starzec drżał, jak gdyby go febra męczyła.