Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/165

Ta strona została przepisana.

— Właśnie, Savelli... córka jednego ze skazanych w dniu drugim grudnia jednego z powstańców w Var: tego, którego w swych pamfletach przyjaciele nazywają...
Pan minister zamilkł: wspomnienie powstania na południu i krwawych uśmierzeń, niewesołe obudziło w nim myśli. Nie mógł dokończyć zdania.
— Dokończże pan! — zawołał gwałtownie hrabia Besnard... Ten, którego nazywają: «męczennikiem dwukrotnie rozstrzelanym!»... Tak, dwa razy karany, dwa razy rozstrzelany!... Ja tego byłem przyczyną, ja się tego domagałem! O Boże!... O wieczna sprawiedliwości!... Boże, Boże!...
Starzec ukrył twarz w dłonie i płakał, jak dziecko.
Minister skinął na agenta policyjnego.
— Odprowadź pan więźnia, ale nie oddalaj się pan... Będę pana potrzebował!...
Policjant popchnął przed siebie więźnia, przerażonego wszystkiem, czego się teraz dowiedział. Obydwaj opuścili gabinet.
Dwaj dygnitarze znów pozostali sami. Znów milczenie panowało parę minut.
Zdala dolatywała muzyka wojskowa, która grała wyjątki z «Królowej Hortensji», a wkrótce zaczęła grać pieśń dawnych zwycięztw: «Czuwajmy nad pokojem cesarstwa». Nagle okrzyk z piersi tysiącznego tłumu rozdarł powietrze: cesarz w tej chwili ukazał się na balkonie Tuileryjskiego pałacu.
W tej samej chwili pan minister uśmiechnął się z zadowoleniem, opuścił fotel i zbliżył się do hrabiego Besnarda.
— Czy słyszysz pan? Co za entuzjazm! Jaki wylew uczucia! Nikt już dziś nie mógłby powiedzieć, że milczenie narodu powinno być nauką dla jego władców... Odtąd cesarstwo nie może nigdy upaść!
Hrabia Besnard nic nie odpowiedział, nie miałby w tej chwili siły do wymówienia chociażby jednego