Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/201

Ta strona została przepisana.

Przysięgam ci na miłość moją!... A tyś dał się złapać na tę wędkę!... A więc dostałeś mały, nędzny bukiecik róż od swej Rozyny i natychmiast przybiegłeś!... Carino, mio carino!... A więc ty mnie bardzo, bardzo kochasz! O Boże, jakże szczęśliwą uczynił mnie ten Traventi!... Tak, ty nie znasz mego serca... Myślałam, że cię uwięzili i przyszłam tu po to, ażeby rzucić się do nóg twemu ojcu, który był przecie mordercą mojego! Byłoby to straszne, ale droższym mi jesteś nad honor! Chciałam stanąć przed twoimi sędziami... Obwiniając siebie, byłabym ciebie od wszelkich podejrzeń uwolniła... Gdyby cię uwolniono, zabrałabym cię ze sobą do dalekich krajów; gdyby cię skazano na galery, towarzyszyłabym ci wszędzie i zawsze; gdyby cię na śmierć skazano, otrułabym się razem z tobą!... Kocham cię, o jak ja ciebie kocham!...
Roznamiętniona Rozyna ujęła kochanka za rękę:
— Chodźmy ztąd!... Uciekajmy! — wołała już po raz trzeci.
Besnard jeszcze raz ją odepchnął od siebie, ale tak nieśmiało, tak niechętnie:
— Musisz pani sama powracać do Brukselli... Ja tu zostanę: jestem skazany!
— Skazany? Co za szaleństwo!... Jesteś wolny przecie... stoisz przedemną... Skazany?!...
— Jutro o tej samej godzinie już mnie nie będzie na świecie!
— Masz umrzeć?!... Cóż za okropny wyraz!... Ty miałbyś umrzeć!... Jak on to mówi! Z jakim spokojem, z jaką rezygnacją!... Przestraszasz mnie, najdroższy! Przed chwilą, gdyś miotał obelgi i w twarz rzucał mi ohydne wyrazy, gdyś nawet rękę na mnie podniósł — o, wierzaj mi, byłam spokojną zupełnie, gotową byłam śmiać się nawet! Twój drżący głos zadawał kłam wszystkiemu coś mówił!... Ale teraz, ja się boję!... O, chyba chcesz się mścić na mnie, chyba chcesz się prze-