Podli! podli!... Skazano go... i wówczas... wówczas ci rozbójnicy rozstrzelali go po raz drugi!!... Podli!...
Savelli wypowiedziała to wszystko jednym tchem, z uczuciem wściekłości, która ją nagle ogarnęła; zęby jej zgrzytały, pięście, konwulsyjnie zaciśnięte, przecinały powietrze, oko suche pałało straszną nienawiścią. Ekscelencja patrzył na nią w milczeniu.
— Nędzni! — wymówił po chwili... Ale pani, jego córka, cóżeś zrobiła, ażeby się za niego zemścić?
— Ja? — krzyknęła Rozyna. Byłam nauczycielką w Marsylji. Wypędzono mnie, jak psa parszywego... i schyliłam głowę!... Oto wszystko!
— Wszystko?... To niewiele!
— Niestety!
— A teraz, poverine, przebiegasz przedmieścia Londynu.
— Tak, byłam głodną!
Rozyna drżała ze wzruszenia i z gniewu. Zamilkła. Starzec patrzył na nią, badał ją.
— Nieszczęśliwy Savelli!
Nagle Rozyna stanęła przed starcem i wyrzuciła z siebie te wyrazy:
— Słuchaj:... mam dwadzieścia dwa lata, jestem bardzo piękną... Czy chcesz pomścić zmarłego?... Chcesz? Będę twoją własnością, twoją rzeczą... oddam ci ciało, oddam ci moją duszę!
Starzec drgnął.
— Przyjdź więc pani do mnie.
— Kiedy?
— Jutro.
— Ulica?
— Piccadilly, numer 3.
— O kogo mam pytać?
— Książę Guido de Carpegna.