Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/23

Ta strona została przepisana.

się wówczas uważać prawie za równego «Człowiekowi». Grenjusz cesarski był ojcem jego szczęścia i, tak wierzono przynajmniej, jego odwagi...
I, rzeczywiście, pośród tylu królów, w których jeszcze obfitowała Europa, wielu się go obawiało... Napoleon! wiele mówiło to straszne dla nich imię! Czy ten nowy Bonaparte miał stworzyć nową epopeę monstrualną i wywołać szeregi strasznych, olbrzymich bitew, klęski bez honoru, traktaty bezlitośne?
Ale, więcej jeszcze aniżeli stare monarchje, młoda rewolucja uważała go za strasznego, tego człowieka, który od pierwszego kroku chciał ją zgnieść. Zgnieść to zwierzę, tę pożerającą wszystko z 1848 roku!... Oh, jakże oni nienawidzili tego p. Bonapartego, ci wszyscy, dla których luty zjawiał się w promieniach jutrzenki wolności, a których grudzień pogrążył w ciemnościach nocy.
Nie, on nie mógł zapomnieć, że Ludwik-Napoleon razem z nim spiskował, i z nim razem, przystając do tajemnych stowarzyszeń, przysiągł, że «Włochy będą włoskiemi»... I, jako pierwszy wyraz jego władzy, renegat ten napadł na Rzym, na Rzym, wyzwolony z pod władzy papiezkiej, Rzym nawskroś rzymski, — to spełnione marzenie jego braci w przysiędze! Teraz utrzymywał w nim księdza, rozlokowywał garnizon, ośmielił się zgwałcić «miasto nietykalne!» Świętokradztwo!... Zresztą dogmat polityczny wówczas wypełniał całkowicie włoskie umysły i sumienia: Rzeczpospolita potrzebna Francji, ażeby ta ostatnia mogła stać się pożyteczną Włochom. Ah, gdybyż on mógł zniknąć, ten tyran, ten Ludwik-Napoleon, ten Bonaparte!
Niestety! ta rzeczpospolita znów spadła na naszą ziemię, ta rzeczpospolita, tyle przez ciebie upragniona, Italjo! A ty, «narodzie-siostrzyco», cóż dzisiaj powiesz, cóż dziś marzyć możesz?