— Sam jeden, w towarzystwie nudy.
— Panna Marja-Anna nie towarzyszy panu?
Marcel wzruszył ramionami.
— Nie, siostra moja zaopiekowała się teraz ojcem. Zresztą, wszak ona nigdy nigdzie nie bywa.
Marcel w stał i obydwaj posunęli się wśród tłumu o parę kroków.
— Gdzież pan przepędził sezon myśliwski? — rzucił pytanie aplikujący dyplomata.
— W Normandji, w małym zameczku Sasseville.
— Gdzież to jest?
— W departamencie Niższej Sekwany, w pobliżu Fécamp. Jestto dziedzictwo po biednej mojej matce.
— Ładna miejscowość?
— Znajduję, że idealna: jest moją własnością... Boże drogi! Co to jest?
To była młoda kobieta, siedząca na fotelu, jak na tronie, pośród licznego koła głośnych wielbicieli.
Była nadzwyczaj, uderzająco piękną: brunetka, o wielkich niebieskich oczach, o cudownych ramionach, o ślicznym, jakby wytoczonym gorsie, musiała przykuć do siebie uwagę każdego śmiertelnika, wrażliwego na piękno. Ciemne jej włosy, zgodnie z wolą ówczesnej mody, spadały w długich lokach, «repentirs», po obu stronach twarzy na śliczne ramiona. W ramach tych owal jej twarzy jeszcze piękniejszym się wydawał. We włosach, jako jedyna ozdoba, girlandka z róż dzikich, osypanych brylantami, na piersiach — mały bukiet tych dzikich kwiatków...
Niedbale wyciągnięta na fotelu, młoda dama sutą suknię z żółtego atłasu, zdobną potrójnym szeregiem czarnych koronek, zarzuciła na kolana swych wielbicieli. W ręku, nieco może, jak na taką piękność, zbyt mocnem, ładna kobieta trzymała cenny wachlarz, który składała i rozkładała bez przestanku... W ten sposób miała możność popisania się przed zachwyconemi nią
Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/30
Ta strona została przepisana.