Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/32

Ta strona została przepisana.

Marcel tymczasem zdaleka studjował młodą kobietę.
— Bardzo ładna, rzeczywiście!... Ale jakaś dziwna toaleta!... garnitur różowych kwiatów przy sukni żółtej!... Cudzoziemka, to zaraz w oczy się rzuca.
— A pomimo to, paryżanką jest ta piękna Rozyna!... Tak, paryżanką, która obiecuje wszystkim, nie obdarza nikogo...
— Ba!... Cóż to afektacja, ażeby ubierać się w kolory austrjackie?
— Może być, że na cześć jej szlachetnego małżonka, starego spiskowca, dziś pokutującego za grzechy i przywróconego do łaski tyranów.
— A więc mąż istnieje?
— O, tyle co nie!... Nigdy go nie widać. Utrzymują nawet, że małżonkowie się nienawidzą i nie żyją ze sobą.
— W takim razie, przedstaw mnie pan.
— Lowelasie!
Obydwaj podeszli do księżnej de Carpegna.
— Panie de Gravenoire! — zawołała księżna, zauważywszy młodego dyplomatę... Od pewnego czasu stajesz się pan rzadkością!
Gravenoire usprawiedliwił się kilku banalnemi frazesami.
— Teraz już nastałe osiedliłam się w Passy — mówiła piękna dama... W małym klasztorze moim przy ulicy Ogrodowej, i...
— Czy można ubiegać się o posadę przeora w pani klasztorze, księżno?
— Nawet o zakrystjana posadzie nikomu marzyć niewolno!... Ale z przyjemnością przyjmuję u siebie tych przyjaciół, którzy odważą się na tak daleką pielgrzymkę.
— Pani pozwoli przedstawić sobie — odezwał się wówczas Gravenoire — jednego z moich dobrych kolegów, wice-hrabiego Marcela Besnarda.