Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/49

Ta strona została przepisana.

krucyfiks, wiele książek i fortepian, na którym w czasie długich zimowych wieczorów grywała jego córka. Czy to w celu znoszenia umartwień, czy też może skromność ślubował, dość że hrabia Besnard z własnej woli prowadził życie prawie ubogiego człowieka. Prowadził je jednak z pewną godnością, z widocznem poszanowaniem własnej osoby. Podczas gdy syn jego «wice-hrabia» wciskał się do buduarów i stałym był gościem w Cafe Anglais, nie żałując pieniędzy ani na służbę, ani na konie — hrabia-ojciec na cały dom jedną tylko utrzymywał służącą, Filomenę, prawdziwą księżą gospodynię.
Radca stanu pracował ciągle i wytrwale. Rano, zimą i latem wstawał o piątej i odrazu schylał się nad stosami papierów. Około siódmej udawał się na prymarję do kaplicy świętego Walerego. Mszę tę zawsze zakupywał na jaką «intencję», modlił się długo i gorąco. Po powrocie do domu znów pracował i nie opuszczał swych pokojów aż do śniadania, które spożywał z synem i córką. Wówczas całował córkę, biedną Marję-Annę, rozmawiał parę chwil z synem, zjadał śniadanie i udawał się do rady — do obowiązku.
A obowiązek ten miał w nim wykonawcę tak sumiennego, o jakiego niełatwo. Sumienie radcy stanu nikomu nie ulegało, miało pretensję do słuchania tylko siebie samego. Koledzy nie kochali go, to prawda, ale musieli go szanować. W sekcji prawodawczej rady jego znajdowały zawsze posłuch; w wielkiej radzie podziwiano jego wymowę. Świat salonów urzędowych z początku niechętnie patrzył na zakonne prawie manjery tego mizantropa, a potem nie zwracał uwagi na tę dziwaczną osobę, która należeć do niego nie chciała. Wszystkie zaproszenia, czy to na bale, czy na koncerty, nie istniały dla pana Besnarda: zdawaćby się mogło, że rąk jego nie dochodziły. Z wyjątkiem kilku tylko obiadów ministerjalnych, które były obowiązkowe, nie