Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/52

Ta strona została przepisana.

zała sobie śpiewać w Audierne... Dobre to były czasy! W głębi niebieskiej zatoki, wśród szumu sosen, ah, jak tam było dobrze!... Brat jej próbował tę piosnkę przetłómaczyć... Niezgrabne to wiersze dyletanta, ciężkie, prawie nierymowane, ale pełne słodkiego, naiwnego uczucia.
— Więc już zapomniałaś? — zapytał ojciec, zauważywszy wzdraganie się córki.
— O, nie!... Pamiętam, pamiętam... — odpowiedziała Marja-Anna... Po chwili śpiewała.
Hrabia Besnard zamknął oczy i słuchał... Czasem jednak, gdy jaka nuta namiętnością zadźwięczała, otwierał powieki i spoglądał na córkę:
— To głos mojej matki! — szeptał po cichu... O, mój Boże!
Panna Marja-Anna miała dwadzieścia dwa lata. Bardzo brzydka, zdawała się cierpieć głęboko z powodu tej brzydoty, a zwyczajny wyraz jej twarzy zdradzał źle ukrywaną i nieumiejącą się z losem godzić melancholję. Wypukłe plecy, głowa, wciskająca się w ramiona, robiły takie wrażenie, jak gdyby była garbatą; chuda jej twarzyczka, blada, jak płótno, odznaczała się tylko niebieskiemi oczyma, które spoczywały na ciemnych, czarnych prawie półkolach; włosy jej, w dwa warkocze na skroniach zebrane, miały ten kolor bezbarwny, który nosi nazwę «blond albinos»; jestto kolor anemji, lub stygmat niedoli. Ubiór jej zdradzał chęć nadania sobie powagi: suknia z ciemno-bronzowego jedwabiu, bez żadnych ozdób, spadała z jej ramion jak niekształtna pochwa, a na szyi koronkowa, zanadto wielka, chustka ukrywała zapewne jakie blizny. Wszystko świadczyło, że młoda dziewczyna była wysoce skrofuliczną.
— Dość, dość, moje dziecko! — odezwał się p. Besnard zdziwiony egzaltacją, której ukryćby nie umiała dziewczyna... Dlaczego jesteś dziś tak bladą? Czy ci co dolega?