Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/77

Ta strona została przepisana.

innych, ale nawet dla siebie samej. Wszystko jednak koniec swój mieć musi na tym padole płaczu, znudzona więc hrabina też żywot zakończyła i za ojcem wstąpiła do podziemi kaplicy, dokąd i nowy jej herb zabłądził. Majątek jej, podzielony między dzieci, starszemu synowi i przedstawicielowi rodu przyniósł zamek z przyległościami. Naczelnikiem tego rodu w przyszłości miał być pan Ludwik-Dezyderjusz-Marceli, wicehrabia Besnard.
Niemało więc musiał narobić hałasu w sąsiednich pobożnych parafjach Cany i Valmont fakt dziwny nieco, a śmiały niewątpliwie: oto pewnego dnia sierpniowego 1857 roku wicehrabia Marceli Besnard, dotąd zachowujący się z godnością najzupełniejszą, zjawił się w zamku swych przodków w towarzystwie młodej kobiety.
Wszak to był kawaler, wszak otaczające dwory i dworki obfitowały w matki, cierpiące na chorobę, zwaną: «córka na wydaniu»!... Nic przeto dziwnego, że zarówno blizka, jak dalsza okolica jęła szemrać z początku, a potem i otwarcie się oburzać. Młody wicehrabia, przed rokiem jednogłośnie okrzyczany jako piękny i zachwycający, jako świecący rozumem i wszelkiemi zaletami, jako mający najświetniejszą przed sobą przyszłość, jako, słowem, najlepszy epuzer, nagle został z tego piedestału strącony i wszyscy jednozgodnie zadecydowali, że jest chyba z rozumu obrany i że nigdy lepszy go los nie spotka. Hałas wzmógł się jeszcze, gdy się dowiedziano, że «panna», którą przywiózł do zamku, jest włoszką, księżną i wdową — i to wdową po mężu, którego cyniczny wice-hrabia zabił w pojedynku.
Skandal okropny! Odtąd nikt mu się nie kłaniał; epigramaty i baśnie puszczono w ruch; oszczerstwo, jak zwykle, bez proszenia usługi swe zaofiarowało i znakomite czyniło postępy. W kawiarniach sassevilskich młodzi i starzy śpiewali zwrotki na ten temat