Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/80

Ta strona została przepisana.

zyt, kwitował ze wszelkich przyjemności po za marami swego zamku i parku, dnie i noce poświęcając całkowicie tej, którą ukochał. Ale ta ukochana nie naśladowała go w tem wszystkiem... Nie odznaczała się bynajmniej ani zbytnią skromnością, ani też powściągliwością, a dla tych przyczyn nie stawiała żadnych zapór swemu gniewowi.
Ta całkiem włoska dusza, inteligentna, wykształcona, pełną była przesądów i podejrzeń, właściwych wiochom. Na każdym prawie kroku składała tego dowody.
Pewnego wieczora, przy świetle lampy, siedzieli oboje bardzo blizko siebie i tłómaczyli włoskie arcydzieło Alighierego. W tej chwili mieli przed sobą smutne dzieje Franceski... Po każdym tercecie tego ustępu «Piekła», zamieniali pocałunki, które, choć późno nieco, ale nie przeszkodziły im dojść do tego, godnego uwagi miejsca:
«Miłość — powiada Dante — która nic nie przebacza kochanej istocie, opanowała mnie tak prędko, że kochanek mój...»
Nagle Rozyna schwyciła książkę, gwałtownie ją zamknęła i odrzuciła daleko.
Marceli zdziwiony patrzył na nią i nic nie rozumiał.
— Dante ma słuszność — odezwała się Rozyna — miłość powinna być przeklętą!
Potem ciszej nieco dodała:
— Ah! mio caro! nie czytaj ostatniego wiersza!
Marceli podniósł jednak książkę i wiersz ten przeczytał. Umiał go przetłómaczyć bez jej pomocy:
«Miłość oboje nas doprowadziła do śmierci».

III.
Ugoda miłosna.

Pewnego dnia, a było to trzeciego września, notarjusz sassevilski, niepokaźny pan Oskar Varincourt, był