Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/98

Ta strona została przepisana.

ca... Dla tego... dla tego, że go kocham!... To największa przyczyna!
Rozyna upadła na krzeszło i twarz zakryła rękoma.
Nagle zadrżała.
Marino wstał i przyglądał się jednemu z obrazów, wiszących na ścianie. Był to portret hrabiego Brutusa Besnarda. Dawny prokurator jeneralny w swym urzędowym stroju, w todze szkarłatnej, ozdobionej gronostajami stał w ramach, jak gdyby miał wygłosić mowę jako oskarżyciel publiczny, w celu domagania się o karę. Mazzinista przyglądał się portretowi z uwagą, poczem tonem obelżywej ironji przemówił do portretu, jakby do żywej osoby:
— A ten... pan hrabia... ten pan Brutus... «biały rzeźnik» czy również zaszczycony został pani miłością?
Młoda kobieta podniosła głowę, wodząc błędnemi oczyma dokoła siebie. Nagle Marino podszedł de niej i gwałtownie schwycił ją za rękę.
Szarpnął nieszczęsną córką Sayellego tak mocno, że aż jęk głuchy wyrwał się z jej piersi. Marino nie zważał na to wcale i ponownem szarpnięciem przyciągnął ją przed sam wizerunek ojca jej kochanka. Rozyna z tego żelaznego uścisku jego palców starała się uwolnić, ale Marino zmusił ją do zbliżenia się do obrazu.
— Patrz — wołał w uniesieniu — patrzże, nieszczęsna córko!... Tak był przystrojony ten człowiek, gdy stawiono przed nim twego ojca, z którego ran krew jeszcze ciekła!... Taką miał pozę, gdy od sądu domagał się śmierci dla twego ojca!... Tak, ten kat żądał śmierci dla człowieka, którego śmierć sama oszczędzała!... Tak się uśmiechał, gdy dokazał swego, gdy się dowiedział, że powtórnie strzelać będą do twego ojca, którego teraz już kule ominąć nie mogły!... Patrz, piękna kochanko hrabicza!... Albo raczej, na... ucałuj go, uściskaj, całuj jego ręce, całuj te szkarłaty! Może znajdziesz na nich, wilczyco krwi ojca chciwa, kilka plam z krwi Savellego!