Strona:Autobiografia Salomona Majmona cz. 1.pdf/257

Ta strona została przepisana.

dania ani feniga i żadnej wartościowej rzeczy, którą można byłoby sprzedać.
Po długiej zadumie przypomniałem sobie wreszcie, że muszę w moim tłomoczku podróżnym posiadać łyżkę żelazną, którą wziąłem na okręt; wydobyłem ją i prosiłem gospodynię, aby mi za nią raczyła dać nieco chleba i piwa. Ta odmawiała z początku wzięcia łyżki, ale ujęta wreszcie długiem błaganiem dobiła ze mną targu, dając mi wzamian za nią szklankę kwaśnego piwa. Musiałem się tem zadowolnić i, wypiwszy moją szklankę piwa, skierowałem się do stajni, aby się przespać na słomie.
Nazajutrz rano udałem się w podróż dalszą, dowiedziawszy się uprzednio, gdzie jest miejsce zamieszkiwania żydów, abym mógł pójść do synagogi i wraz z mojemi braćmi śpiewać pieśń żałosną o zburzeniu Jerozolimy.
To się też stało. Po ukończeniu modłów i śpiewów (mniej więcej w godzinie obiadowej) udałem się do żydowskiego mełameda tej miejscowości i wszcząłem z nim rozmowę; a skoro ten zauważył, iż jestem zupełnym rabinem, zajął się mną, wystarał się dla mnie o wieczerzę u pewnego żyda i dał mi list polecający do pewnego nauczyciela szkolnego w miejscowości pobliskiej, któremu zarekomendował mnie, jako wielkiego talmudystę i czcigodnego rabina.
Znalazłem tam wcale dobre przyjęcie, byłem zaproszony na ucztę sobotnią przez najszanowniejszych i najbogatszych żydów tej okolicy, udałem się do synagogi, gdzie wskazano mi honorowe miejsce, i okazano wszystkie oznaki czci należne według zwyczaju rabinom.
Po ukończeniu nabożeństwa wspomniany bogaty żyd wziął mnie ze sobą do domu i wskazał mi przy