Strona:Autobiografia Salomona Majmona cz. 2.pdf/151

Ta strona została przepisana.

tek[1]. Postanowiłem tedy na teraz być rozumnym i poszedłem do domu; a tak położyłem kres tej tragikomicznej scenie.
Muszę tu jeszcze opowiedzieć pewną komiczną scenę.
W Grafenhaagu mieszkała wówczas pewna kobieta, mająca lat około 45, która w młodości musiała być bardzo piękną, obecnie zaś utrzymywała się z lekcyj francuzkiego języka. Odwiedziła mnie ona pewnego dnia w moim mieszkaniu, zawarła ze mną znajomość i oświadczyła, że posiada niepohamowaną potrzebę prowadzenia uczonych rozmów, a ztąd odwiedzałaby mnie chętnie częściej w mojem mieszkaniu, prosząc, abym zechciał ją zaszczycić również memi wizytami.

Przyjąłem mile tę propozycję i odwiedziłem ją kilka razy, zkąd stosunek nasz stał się poufniejszy. Rozmawialiśmy zazwyczaj o przedmiotach naukowych, o sztukach pięknych i t. p. Ponieważ byłem wtedy jeszcze żonaty, a owa dama, prócz swojej marzycielskiej uczoności nie miała dla mnie w sobie nic pocią-

  1. Miłość ku życiu, albo popęd do utrzymania życia, zdaje się przy niepewności i odjęciu środków ku temu raczej wzrastać, niż słabnąć, gdyż człowiek skutkiem braku jest jakgdyby pobudzony ostrogą do większej działalności; na skutek czego rodzi się silniejsze poczucie życia. Wszelako ów brak nie powinien dosięgać pewnego maximum, gdyż w odwrotnym wypadku jawi się rozpacz t. j wyobrażenie o niemożliwości utrzymania życia, a ztąd żądza położenia mu kresu staje się koniecznym skutkiem takiego położenia. Podobnież wszelka namiętność wzrasta wobec przeszkód, stojących na drodze ku jej zaspokojeniu, a przez to rośnie zarazem popęd do życia; lecz te przeszkody nie powinny czynić zaspokojenia niemożliwem, gdyż wówczas nastąpić musi zupełnie zwątpienie.