Strona:Autobiografia w listach (Eliza Orzeszkowa) 014.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

kochałam. Wówczas nie rozumiałam dobrze tego co czynię; potem stało się to dla mnie wyrzutem sumienia, który trwa dotąd. Ten brak ofiarności dla człowieka, który cierpiał za sprawę najdroższą, poczytuję sobie za jeden z najważniejszych, popełnionych w życiu błędów etycznych. Zdaje mi się, że byłabym go naprawiła, bo wkrótce niepokoić mię zaczął, gdyby nie rychły powrót i wnet po nim zaszła śmierć wygnańca. Więc chociaż przedstawia to moją istotę ówczesną w świetle ujemnem, wyznaję z pokorą, że mało cierpiałam z powodu zburzonego gniazda, które właściwie gniazdem rodzinnem nie było, pozbawione dwu jego podstaw: przywiązania wzajemnego i dzieci.
Strat majątkowych nie umiałam zrazu oceniać, ani spostrzegać zbliżającej się ruiny. Bóle i przerażenia, których przez czas jakiś byłam pastwą, pochodziły z krwawych całunów, które zasłały widnokrąg społeczny, z morza współczucia dla tego, co przedemną leżało w męce i upokorzeniu, przepływającego mi przez głowę i serce falą gorzką i gwałtowną. Kochanka dzieciństwa mego, ojczyzna, wróciła do mnie, wstąpiła we mnie, wielkim płaczem napełniła serce kobiety, przez czas pewien pustej, próżnej i wesołej. Identyfikowałam się z nią tak bardzo, tak prawie mistycznie, że chwilami doświadczałam takiego uczucia, jakbym to ja sama, osobiście, z ciałem i duszą, rzuconą była na ziemię i deptaną przez ciężkie stopy, jakbym sama, z przestrachem i zawrotem głowy zlatywała w przepaść bez dna, bez światła, bez nadziei ani ratunku. Był to stan psychiczny zupełnie niezwykły, tak jak i okoliczności publiczne i prywatne, wśród których powstał. Potęgowała go nagła zmiana sposobu życia, samotność, nie odpowiadająca ani wiekowi, ani przyzwyczajeniom moim, wrodzona skłonność do rozżaleń się i smutków. Nie miałam z kim rozmawiać o tem, co zajmowało mię namiętnie, więc egzaltowałam się w ciszy i milczeniu.
Niebawem przybyły troski osobiste. Zaczęłam spostrzegać, że znajduję się w pobliżu ruiny majątkowej. Przyczyny tej ruiny były w pewnej części publiczne i powszechne: tak zwana kontrybucya, uwłaszczenie włościan, nie uwzględniające warunków własnościowych i gospodarskich dworu, opłakany stan ekonomiczny prowincyi, ale w pewnej części były to też i przyczyny prywatne, których wyjaśniać nie mogę i nie trzeba. Dość, że ubóstwo, którego nie znałam, poczęło zaglądać mi w oczy i wyznaję, że budziło we mnie trwogę, ale też zarazem i pewien gatunek dumy, którego dotąd nie znałam, a którego przedmiotem było wystarczanie samej sobie, pracowanie na siebie. Gdybym była więcej