Chór:
A nie nazwę ja brzegu ni zamku.
A nie nazwę wołania, co we mnie,
bo za chmurą jest chmura, a za nią
szeleszczący rozwija się wszechświat,
za nim chmura, a za nim wołanie,
za nim jeszcze się warstwa rozwija
i co nazwę, to chmura wymija,
a co wezwę, to jeszcze znaczenie,
które imion ni słowa nie znaczy
które jest jak majestat przebaczeń
I nie nazwę. Za chmurą znów chmura,
za nią sen, ni to śpiew, ni to pióra
i nie nazwę ja brzegu ni zamku,
nim się drogi pozamną nie zamkną.
A miał Pan synów trzech — jak to bywa
w baśniach — każdy się człowiek nazywał,
każdy imię to samo nosił.
I zawołał Pan synów trzech — jak to bywa
w baśniach — i rzekł: Ja nazywać
ani imion nie będę wam głosił.
Poślę was — jak to baśni, w legendzie —
w ziemię, w morza żelazne i wszędzie,
gdzie się kształt staje twardy. Na ziemi
każdy w imię się swoje zamieni
I schodzili powoli, a gwiazdy szumiały
deszczami krwi zielonej ulewami chwały
i czuł każdy jak w korze gdy drzewo się wzniesie,
że jest sam choć jak drzewo w lesie.
I czuł każdy poczynanie się mitu
i żelaza i złota, granitu,
i choć z zamku co z piór się zdawał
każdy czuł jak się ziemią stawał,
jak mu cień rośnie w stopach i wola
jak wyrasta rośliną na polach,
jak mu morze nazywa się matką
jak uściśnie powierzchnię gładką
i odbije dojrzałego syna
dla którego jest ciała — przyczyna.