I nim się stali dopełnieniem ruchu
zapomnieli ust i ojca słów
i tak byli trzygłos ducha
który nagi wybiega na łów.
I tak byli. — Tak poszli, poznali,
tak się w czynie jak w dzbanie ustali
jakby woda kryształowa w dzbanie,
której dzban jest przez twardość — poznaniem.
Nie oświecisz. Kto wybiegł — nie wraca
tak nazywa cię snem albo orłem,
tak piorunem, albo i spokojem
nie pamięta, kto wybiegł — nie wraca
Nim oświecisz. Nie zrozumieć za słowem
ukrywanych elementów walnych
i żelaznych bram i snów otwartych
i tak kamień przeczuwa cię martwy
i nie nazwie cię o ile czuje,
i nie wezwie jeśli ciebie pozna.
Oto ciało, nad nim noc kołuje
noc zamknięta na słowo, noc mroźna.
Jechał pierwszy syn na koniu
pod jaworem, pod jabłonią
słaby był i dzieckiem jechał
przez pomniki miast.
Słały gwiazdy noc jak liść.
Gdzie mu było puszczą iść?
tam zwierzęca wełna w grozie
nosi w krwawych pyskach noże
tam pioruny w huku burz
jakby tędy słabość niósł.
Więc nawrócił w kłęby miast,
gdzie talary białych gwiazd