Gwiazdy są krążkami światła[1]
które na dnie ciemnej rzeki
odbijają się i leżą,
warujące zapomnienia
Ludzie chorzy w wielkim smutku
przykładają je do powiek
i czekają tak, spokojni,
aż im inny wzrok przywrócą.
Wtedy widać jak po smudze,
która łączy blask z odbiciem,
z wolna w górę się unoszą
z twarzą skrytą w żółtych dłoniach.
naga kula jak posadzka
na niej jak w kościele ciemnym
płaczą w lęku z zapatrzenia
dzieci którym rączki chłodem
w błękitnawe kwiaty krzepną.
i nieznacznie się zmieniają
w nieruchome płaskorzeźby
białe suknie im sztywnieją,
włosy twardy kształt powleka.
A nazajutrz wielkie święto
do kościoła schodzą ludzie
strojni – patrzą z roztargnieniem
w skamieniałe oczy dzieci.
Głos, którego nikt nie słyszy
i sen z trudem przypomniany
sen pragnienia pełen
Skwarna noc i usta suche
z których żaden ruch nie wyrwie
zielonego źródła.
Lęk i ciężki lęku obraz
w każdym lustrze oglądany
w ołowianych ramach
Płacz, i płacz niedosłyszany
który zda zamyśleniem —
— nauczony dłutem.
- ↑ W autografie cały wiersz przekreślony na krzyż, z dobiskiem: Skreśliłem KB.