pieśni rosną w górę jak sosny,
aż się przestrzeń drżąc jak ulewa
spełnia śpiewem białych modrzewi.
Ciała zwierząt białe i ciche
roztulają się jak kielichy,
głosem mówią, unoszą rogi
wpół jak cień, a wpół jak ogień.
Z świerków rosną jabłka różowe —
— krople pełne zebranych dźwięków
i nim spadną, nim się rozpękną
są jak ciszy dojrzałe głowy.
A tych ptaków jakież to skrzydła
jakie głosy, czy gwiazdy lecą?
Liściem one? Gdy w barwę suną
złote strugi za nimi świecą.
Napełnione po brzeg widzeniem,
gdzie chrabąszcze są jak prorocy —
— w takim świetle i w takim pyle —
małe dzieci ściskają oczy,
zatulają obraz w milczenie,
aż z nich tryśnie płomienne brzemię.
A dziewczynki ze smutnych domów,
gdzie kolumny chłodu je zgniotły
i szatanom wydarte — kwiatem
wiją wianki z dojrzałych gromów.
Nim ich buzie pięści roztarły
od tych ptaków i gwiazd — umarły.
Wznoszą wieże z srebra i śpiewu
co padając sfruną ulewą
ptaków białych, lub kropel ciszy,
które serce tylko usłyszy.
Drzewa pną się jak złote strzały,
jak fontanny zielonych iskier
niezatrzymane stropem chmury
są jak deszcze bijące wgórę.
🞶
Wracał rycerz smugą złocistą,
torem planet, syczącą iskrą,
a kiedy dotknął chmur powieki
zmienił się w kroplę zielonej rzeki
Strona:Baczyński - Autografy utworów poetyckich (1939-1943).djvu/55
Ta strona została skorygowana.