Aż nadszedł czas burzy wielkiej.
Gromy z nieba szły jak białe trawy wodne,
Góry granatowe na morzu połyskiwały jakby ogromnymi płaskimi rybami, a kule fal pękały z hukiem.
I podniósł się Lilabar smukły i młodzieńczy i nie wiedząc co czyni w trzepocie deszczu szedł ku brzegom, aby posłuchać słowa. I gdy u barki swojej stanął pomyślał że oto woła głos wielki, i że daleki jest, że płynąć trzeba, aby zrozumieć. Pchnął tedy barkę na grzbiet łuku granatowego i popłynął.
A na brzegu piasek się wygładził po burzy i woń ryb ostra bije i w piasku brzęczy pudełko, brzęczy pudełko blaszane, brzęczy pudełko, i pas Lilabora leży z klamrą mosiężną.
A na brzegu Lilona stoi mówiąca do Lilabora, mówiąca pierwsza pierwsze do niego słowa.
A na brzegu Lilona stoi, zobaczyła pas Lilabora, co zginął, nie mówi już, nie płacze tylko stoi smutna, zmartwiała, w milczeniu swoim nieutulona.
zalało[?] z brzaskiem[?].