rozlewając się tylko w uśmiech, a reszta dopiero, dziwnie biedna i przekształcona, wydobywa się na zewnątrz — do uszu słuchaczów. Ta reszta była naprawdę uboga, to też ludzie, słuchający szczęśliwego człowieka, kiwali głowami i odchodzili, mrucząc; „Nic nie rozumiemy. Temu człowiekowi zdaje się chyba, że jest szczęśliwy! Bo jeśli to tylko tyle...“
Lecz on czuł, że nie jest to „tylko tyle“, ale „aż tyle“, i jeno dziwno mu było, że nie potrafi wypowiedzieć tego wszystkiego... Więc czasem próbował sam myśleć o swojem szczęściu. I to mu się jednakże nie udawało. Zaledwie zaczął myśleć i rozbierać w pamięci te wszystkie rzeczy i chwile, z których się szczęście jego składało, czuł natychmiast gorący przypływ krwi do serca i wszystkie myśli jego rozpierzchały się naraz, pozostawiając w głowie jakąś ciepłą srebrną mgłę tęczową a w piersi uczucie niewysłowionej błogości. I znowu uśmiechał się tylko i szukał słońca i małych wesołych dzieci, albo też szedł do kobiety, która mu dała szczęście, i kładł głowę na jej kolanach i mówił: „Dziękuję ci“. I czuł wtedy, że jest bardzo, bardzo szczęśliwy, chociaż sam nie znał dokładnie szczęścia swojego.
Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.