Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

ście swoje pokazać. Układał melodje i symfonje, które zachwyt i podziw wzbudzały w słuchaczach, tyle w nich bowiem było wyrazu szczęścia i blasku wielkiej miłości... Słuchając ich, czuło się wszystko, co on czuł w najrozkoszniejszych dniach swojego życia: i błogość, i uniesienie najwyższe, i tęsknotę, a także zapach jej włosów przedziwny i niewypowiedzianą słodycz jej warg. Przed obrazami jego stawali ludzie z zapartym oddechem i chłonęli oczyma szczęście, którego one były pełne. I widzieli ją tak, jak on ją widział, w domu, na tle zieleni i morza, i tak, jak on śnił o niej, na tle nieba i krajobrazów bajecznych i wśród pałaców niesłychanego przepychu. Widziano wyraz jej oczu i myśli jej wszystkie, a nawet pocałunki niezrodzone jeszcze, ale drgające dopiero jak słońce na ust rozchylonej róży. Jednemu z posągów zaś, które on wyrzeźbił, postawiono rzeczywiście białą świątynię nad brzegiem morza, i schodzili się ludzie z blizka i z daleka, aby oglądać cud i bić czołem przed pięknością, zaklętą w marmurze.
Pisał też książki i układał poematy nieśmiertelne, które drukowano potem w różnych miastach i przekładano na wszystkie języki. A ludzie, czytając opis chwil i dni, które on z nią