Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

wezbranej, od nocnego chłodu czy uczuć nieznanych drżącej piersi dziewczęcej tuliły czarną głowę Romea: wówczas, jak dzisiaj, biegały już w dni słoneczne po rozpalonych, zielskiem obrosłych głazach opustoszałej Areny drobne, zwinne jaszczurki, które są pośmiertnem życiem ruin na Południu. Dni jeszcze kilka, kilka lat czy wieków, a i tutaj biegać będą tak samo — po zwaliskach domu Kapuletów...


∗             ∗

Ma się już ku zachodowi. Słońce czerwone wyjrzało na chwilę z pomiędzy dachów strzelistych i krwawi cegły górnych piąter domu i błyszczy w mętnych szybach okien. Dołem mrok się już ściele wieczorny.
Przechodzę na drugą stronę ulicy, ażeby przyjrzeć się lepiej... Wązka, wysoka, zaniedbana fasada, w długi szereg nowszych domów wciśnięta; okna różnej wielkości i kształtów, o okrągłych romańskich łukach; na dole, nad szeroką bramą wmurowana tablica: „TU MIESZKAŁA NIEGDYŚ JULJETTA...“ — Obok szyld owocarza czy też przekupnia wina i oliwy, a tam, u okna na trzeciem piętrze, co rozpłonęło od