w którym kwitnęły pomarańczowe drzewa, pełne śpiewających słowików. Nie wspomina o tem wprawdzie dalla Corte, pierwszy historyk tych dziejów; nie widać też zgoła nigdzie śladów, aby dom, w wazką ulicę dzisiaj wciśnięty, mógł być niegdyś otoczony ogrodem, ale... cóż to szkodzi? Więcej wierzę Szekspirowi, choć nie był tu nigdy, niż wszystkim historykom świata, niźli własnym oczom nawet. A zresztą — przecież noc jest majowa i wino się pieni czerwone, — więc cóż łatwiejszego, niż przenieść tu sobie kilka najpiękniejszych cyprysów z giardino Giusti, który wisi tam rozśpiewany słowikami — na skalnych urwiskach po przeciwnym brzegu Adygi! Są między niemi takie, co przed sześciu wiekami, za czasów Juljetty, już po sto lat miały i śmiało mogły były ocieniać w księżycu balkon ten, u okienka uczepiony i drzeć, jak teraz, słowiczym śpiewem z nastaniem nocy majowych. A pod cyprysami kwitnęły róże. Przenieśmy tu sobie wszystkie róże, które rosną i pachną po ogrodach willi i winnicach pobliskich pagórków, wszystkie róże wzgórz i nadpadańskich nizin — nie! więcej! całe morze, otchłań całą przewonnych róż: wszystkie, jakie tylko zakwitają i śmieją się do słońca na obu stokach Apeninu, od Alp
Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/041
Ta strona została uwierzytelniona.